poniedziałek, 7 stycznia 2019

*Sevmione cz.III* (Darietta)

Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Ogólnie rzecz biorąc nic, co dzisiaj usłyszała, nie przychodziło jej łatwo. Ona córką największej popleczniczki Czarnego Pana. Kobiety tak zwariowanej, szalonej i okrutnej. Nigdy nie sądziła, że jej życie zmieni się tak nagle. Świadomość, że rodzoną rodzicielką jest obłąkana, Bellatrix Lestrange powodował na jej ciele dreszcze. "Córka morderczyni." Przeszło jej przez myśl. Oczy dziewczyny patrzące na drewnianą ścianę chatki gajowego były puste. Czuła się obca we własnej skórze. Nie mogła teraz patrzeć na mężczyznę obok niej. To wszystko ją przytłoczyło. Informację i to, że tak naprawdę nigdy nie znała całej prawdy. Zawsze była przekonana w stu procentach, że nazywa się Hermiona Granger i pochodzi z rodziny mugoli. Teraz jednak to wszystko się zmieniło. Szlama okazała się być czarownicą czystej krwi. To był szok. Zastanawiała się także kim był jej ojciec, skoro Lestrange była skłonna do wszystkiego.
Podniosła głowę nieświadoma tego, że w ogóle ją spuściła. Wpatrywała się w swoje drżące dłonie Cassiopeia Lestrange. Dziwnie się z tym czuła. Nie umiała pogodzić się z tym nazwiskiem i imieniem. Ukradkiem spojrzała na mężczyznę obok niej. Stał tam w glorii swoich czarnych szat i przypatrywał jej się w milczeniu. Może chciał widzieć jak zareaguje na tą wiadomość, a może po prostu zastanawiał się, czy obrzucić ją jakimiś obelgami. W końcu w tym był najlepszy. w uprzykrzaniu komuś życia.

- Kim jest mój ojciec? - spytała, a jej głos poniósł się echem. Był słaby i bezuczuciowy. Brzmiał obco, tak niepodobnie do Hermiony.

Severus spojrzał na nią, nic nie mówiąc. Nie chciał dodawać więcej oliwy do ognia. Za dużo wiadomości jak dla tak niewinnej osoby. Nie troszczył się, ale nie chciał w tej drewnianej, śmierdzącej szopie wywołać huraganu. I tak miał już dość siedzenia tutaj zamkniętym, nie wiadomo ile czasu. Nic nie pomagało. Wypróbował każde znane mu zaklęcie, ale widocznie dyrektor musiał nałożyć jakieś swoje, nieznane Severusowi. "Stary głupiec", pomyślał.

- Nie powinno cię teraz to obchodzić, Granger. Zajmij się lepiej myśleniem, jak możemy się stąd wydostać. - A co ja mogę poradzić skoro to pan jest tutaj ekspertem od klątw i uroków? - prychnęła, patrząc na niego z ściągniętymi, w gniewie, brwiami.
- Trochę szacunku, głupa dziewucho. Jakbyś nie wiedziała, to utknęliśmy tu przez ciebie.
- Nikt pana tu nie zapraszał. Sam się pan tu wprosił - odparła gniewnie, gestykulując.

Warknął coś pod nosem w przypływie irytacji. Dziewczyna miała rację, Sam za nią polazł i szczerze teraz nie miał pojęcia dlaczego. Tak po prostu coś ciągnęło go w tę stronę, a gdy ujrzał na horyzoncie brązową szopę, musiał iść za nią. Ciekawość ma jednak to do tego, że może zgubić. Teraz musi tu siedzieć z irytującą gryfonką i przeprowadzać rozmowę na niewygodne tematy.

- Gdybyś tu nie lazła, nie było by problemów! - odparł chłodno, mrużąc niebezpiecznie oczy.
- Chciałam tylko pobyć sama i pomyśleć! Nie moja wina, że pan wszędzie musi wtykać ten swój wielki nos!

Wiedziała, że przesadziła, gdy niespodziewanie zrobił w jej stronę kilka kroków i przyparł ją do ściany. W jego oczach odbijał się jej własny strach. Przełknęła głośno ślinę, patrząc jak mężczyzna podnosi różdżkę w stronę jej twarzy.

- Uważaj co mówisz, głupia dziewucho - syknął. - Masz niewyparzony język. Lepiej go pilnuj, bo skończy w moich słoikach na półce, wraz z innymi ingrediencjami - rzekł chłodno, przystawiając jej różdżkę do gardła.
 
Pokiwała szybko głową, próbując się jakoś wydostać z żelaznego uścisku. Oddech miała szybki i nierówny, a serce szalało jak wzburzone fale oceanu. Była przerażona głębią czarnych oczu. Kryło się w nich zło, ale gdzieś tam, w dalekim blasku, ujrzeć można było dobro. Jednak to nie pomogło. Czuła jak krew odpływa z jej twarzy, która momentalnie zrobiła się blada jak ściana Skrzydła Szpitalnego. W uszach jej szumiało, a dolna warga różanych ust drgała, powstrzymując jęk strachu. Czuła mieszane uczucia, a emocje przeplatały się jak migoczące światła na dyskotece. Powoli traciła świadomość z otaczającym ją światem, i wiedziała, że zaraz będzie osuwać się po ścianie. Nie minęła chwila, jak przed oczami ujrzała czarne mroczki, a następnie odpłynęła nieświadoma zmiany mimiki twarzy swojego profesora.
Popatrzył na zsuwającą się dziewczynę z lekkim niedowierzaniem. Jeszcze nigdy nie zdarzyła mu się taka sytuacja. Doprowadzał ludzi do strachu, paniki, czy płaczu, ale to... Nie miał na to słów. Taka odważna gryfonka, a jednak bała się Mistrza Eliksirów. Niepewnie chwycił ją zanim choćby dotknęła ziemi. Jej omdlenie nie mogło być spowodowane tylko jego chwilowym brakiem kontroli. Rzadko kiedy zdarzało mu się utracenie samokontroli. Wielokrotnie zakładał swoje maski, które tylko w niektórych sytuacjach zostawały na dłużej, zostawiając, czy aktywując jego drugą stronę. Stronę śmierciożercy. Biorąc ją na ręce, mruknął coś pod nosem o szopie Granger i ułożył ją na ogromnym łóżku pół olbrzyma. Warknął wściekły, rzucając zaklęcie na okna. Chciał stąd jak najszybciej wyjść. Gry tylko szyba pękła, powstała nowa, a za nią pojawiły się kraty. Teraz swobodnie mogli się czuć jak w mugolskim więzieniu. Ściągnął brwi, masując sobie skronie. Od tego wszystkiego rozbolała go głowa. Zasiadł na dużym, skórzanym fotelu przykrytym kocem i przymknął oczy. Musiał odetchnąć.

...

~ Darietta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyki

Obserwatorzy